Kiedy przyglądam się różnym przejawom współczesnego motocyklowego życia,
z przykrością stwierdzam, że coraz mniej w nich tego klimatu - coraz cześciej
lansuje się tu i ówdzie jakiś wydumany nieco i nader wąsko pojmowany styl "światłego motocyklizmu"
jako "jedynie słuszny" - cóż, moim zdaniem historyczna prawidłowość: neofici
zwykle niszczą to czego nie rozumieją a poznać i zrozumieć nie chcą lub
nie potrafią...
Nic to, jestem przekonany że prawdziwi motocykliści i tak przetrwają
tak jak przetrwali dotąd. W najgorszym wypadku światek motorowy będzie
wyraźnie podzielony na oficjalną "grzeczną" otoczkę czy raczej margines
i całą resztę normalnych motocyklistów we wszystkich odcieniach pojmowania
motocyklizmu.
Nie byłbym sobą gdybym sobie nie poględził, dość narzekania, do roboty...:)
Korzenie moje motocyklowe sięgają czasów pradawnych, albowiem przed wojną mój dziadek (stryjeczny), człek nieco "pokręcony", troche artysta i dziwak prowadził warsztat motocyklowy w Zawierciu (a może Sosnowcu?). Tam właśnie mój ojciec po raz pierwszy dosiadł motoru albowiem dziadek kiedyś wsadził go na Sokoła z koszem z zablokowaną kierownicą i tak się zaczęło.
To zdjęcie pochodzi z początku lat pięćdziesiątych - mój ojciec
dosiada swojego Royala. Nawiasem mówiąc ten śliczny motor mógł mieć wówczas
najwyżej lat kilkanaście czyli nówka nie śmigana....
|
|
A to jest moja mama, która nie miała innego wyjścia jak polubić
motocykle, na tle Iża 49. Połowa lat 50tych - tak się wtedy wędrowało motocyklowo
- na tym motocyklu ojciec objechał Polske wzdłuż i wszerz a w "rankingu"
jego motocykli Iż plasowal sie o dziwo na drugim miejscu zaraz za BMW dystansujac
wszystkie angliki i inne...:) Moc to nie wszystko... |
A to już ukochana ojcowa BMW R51 z koszem Steib - rocznik
39. Ojciec robił ją od podstaw, albowiem poprzedni wlaściciel skutecznie
jej zaszkodził sam tracąc życie...
To najmniejsze w koszu to ja oczywiście - no nie miałem ja wielkiego wyboru wyrastajac w takich warunkach - los mój był już przypieczętowany:) Kiedy nikt nie widział przymierzałem sie do tego motoru tylko ta kierownica była ciągle tak daleko... |
|
...wiec przez jakiś czas zadowalałem się mniejszymi pojazdami ale
dwukołowymi badź co bądź... nocami śniąc o wymarzonym wówczas wiśniowym
Komarze 3. Nawiasem mówiąc ten rower to też nie było byle co - jeśli
się nie mylę jeszcze przedwojenny, rama na łącznikach - prawie Harley:)
|
To już jest mój pierwszy "prawdziwy" motocykl - jedyny jaki miałem
pojazd fabrycznie nowy kupiony w Motozbycie - Pegaz 710 Automatic Lux rocznik
1975. W pierwszym wcieleniu klopotów było z nim tyleż co radości ale i
tak było warto. Potem przeszedł kilka transformacji, jako że już wówczas
zakiełkowała we mnie pewna niechęć do posiadania pojazdów typowych, i służył
wiernie mnie a potem już mojemu synowi. Niewykluczone, że jeździ gdzieś
jeszcze dziś. |
Początek lat 80tych - to mój Simson Choper Coś Dziwnego własnej roboty
i ja. Jak dotąd był to najbardziej poczciwy i niezawodny z moich
motocykli, eeech powtórzę jeszcze raz - konie to nie wszystko... Chociaż
podróżowanie po Polsce w dwie osoby z bagażem było mimo wszystko nieco
uciążliwe, ale miało smak. Przy okazji był to niezły test - skoro moja
dziewczyna to wytrzymała, znaczy nadawała się na żonę... Motocykl oczywiście
wytrzymał wszystko. |
A to ten dziwny pojazd w całej okazałości... Chłodzenie dmuchawą dawało
ten luksus, że 30-to kilometrowy stromy podjazd na jedynce z dwoma osobami i bagażem
nie robił na nim wrażenia... Dziś stoi biedak w garażu - ciągle nie mam
dość czasu, żeby go nieco odnowić a jestem mu to winien za wierną służbę.... |
|
Potem były różne losu koleje, przyszły i takie czasy, że byłem prawie
pewien iż z motocyklami dla mnie raczej koniec...I nie wiem skad sie to
wzięło, ale ni stąd ni z owąd, jakoś to się szybko działo, i stałem się
właścicielem Junaka a raczej zestawu do składania...
Tak wygladaliśmy w pierwszym sezonie naszej współpracy - po "pierwszym składaniu"- tak z jednej strony... |
....a tak z drugiej ...
Lampa - połówka z oryginalnej, siłą rzeczy szybkościomierz osobno przy półce, błotniki pocięte na różne sposoby, któryś z poprzedników zadał sobie wiele trudu, żeby popsuć co się dało.. |
A tak mój Janek wyglądał w sezonie 1999. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa
do następnego dojdzie znowu troche zmian...
A może nawet uda mi sie znaleźć porządną chromownię???? W każdym razie oryginalny nie pochlastany tylny błotnik już czeka na swoją kolej... |
To już sezon 2000... Chromów jak nie było tak nie ma ale przynajmniej tylny błotnik i lampa już normalny. A to w tle to chyba każdy sie domyśla... Tu mieszkamy obaj: Junak i ja... |
A tak w innym ujęciu - wprost przed swoim mieszkaniem, po powrocie z Ogrodzieńca. No właśnie, jeszcze są migacze - w sezonie 2001 już ich nie będzie... nie dlatego, żebym był ich wrogiem ale przy oryginalnych prądach migacze nie na wiele się przydają...
|
Czerwiec 2001 - jako rzekłem, migaczy już nie ma:) To zdjęcie z najdłuższej traski jaką mój Junak zrobił do onego czasu w moich rękach: Zakopane - Lubawa - Zakopane, łącznie ok. 1300km. Byłem z tej trasy dumny o tyle, że stanowiła porządny sprawdzian tego, że osiągnąłem coś w rodzaju stabilnego porozumienia z Junakiem i całą jego specyfiką:)
|
Copyright © Jacot - junakriders.pl |