Wedle starego kawału, jak wszyscy to wszyscy...ja też muszę tu umieścić kilka słów i nietylko o mnie i moich związkach z motorami. Dodać muszę, że  te kilka naprawdę starych fotografii umieściłem nie tylko po to, żeby chwalić się motocyklowym rodowodem ale i uczynić subtelną aluzję do tego, że motocykle ani rasowi motocykliści nie pojawili się w naszym pięknym kraju wraz z nastaniem "ery japońskiej". Byli tu odkąd ludzie wynaleźli motocykl i z pewnością nie byli to tylko ci, dla których motor był z konieczności jedynym dostępnym, często znienawidzonym środkiem transportu,  ale także tacy, dla których  stanowił sens istnienia. Do takich należał mój ojciec...a ja miałem szczęście wychowywać się wśród rozmaitych motocyklowych "starych partyzantów" i innych maniaków, co nie mogło pozostać bez wpływu na stan mojego umysłu.

Kiedy przyglądam się różnym przejawom współczesnego motocyklowego życia, z przykrością stwierdzam, że coraz mniej w nich tego klimatu - coraz cześciej lansuje się tu i ówdzie jakiś wydumany nieco i nader wąsko pojmowany styl "światłego motocyklizmu" jako "jedynie słuszny" - cóż, moim zdaniem historyczna prawidłowość: neofici zwykle niszczą to czego nie rozumieją a poznać i zrozumieć nie chcą lub nie potrafią...
Nic to, jestem przekonany że prawdziwi motocykliści i tak przetrwają tak jak przetrwali dotąd. W najgorszym wypadku światek motorowy będzie wyraźnie podzielony na oficjalną "grzeczną" otoczkę czy raczej margines i całą resztę normalnych motocyklistów we wszystkich odcieniach pojmowania motocyklizmu.
Nie byłbym sobą gdybym sobie nie poględził, dość narzekania, do roboty...:)

Korzenie moje motocyklowe sięgają czasów pradawnych, albowiem przed wojną mój dziadek (stryjeczny), człek nieco "pokręcony", troche artysta i dziwak prowadził warsztat motocyklowy w Zawierciu (a może Sosnowcu?). Tam właśnie mój ojciec po raz pierwszy dosiadł motoru albowiem dziadek kiedyś wsadził go na Sokoła z koszem z zablokowaną kierownicą i tak się zaczęło.


 
To zdjęcie pochodzi z początku lat pięćdziesiątych - mój ojciec dosiada swojego Royala. Nawiasem mówiąc ten śliczny motor mógł mieć wówczas najwyżej lat kilkanaście czyli nówka nie śmigana....

 A to jest moja mama, która nie miała innego wyjścia jak polubić motocykle, na tle Iża 49. Połowa lat 50tych - tak się wtedy wędrowało motocyklowo - na tym motocyklu ojciec objechał Polske wzdłuż i wszerz a w "rankingu" jego motocykli Iż plasowal sie o dziwo na drugim miejscu zaraz za BMW dystansujac wszystkie angliki i inne...:) Moc to nie wszystko...

A to już ukochana ojcowa BMW R51 z koszem Steib - rocznik 39. Ojciec robił ją od podstaw, albowiem poprzedni wlaściciel skutecznie jej zaszkodził sam tracąc życie...
To najmniejsze w koszu to ja oczywiście - no nie miałem ja wielkiego wyboru wyrastajac w takich warunkach - los mój był już przypieczętowany:)
Kiedy nikt nie widział przymierzałem sie do tego motoru tylko ta kierownica była ciągle tak daleko...

...wiec przez jakiś czas zadowalałem się mniejszymi pojazdami ale dwukołowymi badź co bądź... nocami śniąc o wymarzonym wówczas wiśniowym Komarze 3.  Nawiasem mówiąc ten rower to też nie było byle co - jeśli się nie mylę jeszcze przedwojenny, rama na łącznikach - prawie Harley:)
To już jest mój pierwszy "prawdziwy" motocykl - jedyny jaki miałem pojazd fabrycznie nowy kupiony w Motozbycie - Pegaz 710 Automatic Lux rocznik 1975. W pierwszym wcieleniu klopotów było z nim tyleż co radości ale i tak było warto. Potem przeszedł kilka transformacji, jako że już wówczas zakiełkowała we mnie pewna niechęć do posiadania pojazdów typowych, i służył wiernie mnie a potem już mojemu synowi. Niewykluczone, że jeździ gdzieś jeszcze dziś.

Początek lat 80tych - to mój Simson Choper Coś Dziwnego własnej roboty i ja. Jak dotąd był  to najbardziej poczciwy i niezawodny z moich motocykli, eeech powtórzę jeszcze raz - konie to nie wszystko... Chociaż podróżowanie po Polsce w dwie osoby z bagażem było mimo wszystko nieco uciążliwe, ale miało smak. Przy okazji był to niezły test - skoro moja dziewczyna to wytrzymała, znaczy nadawała się na żonę... Motocykl oczywiście wytrzymał wszystko.


A to ten dziwny pojazd w całej okazałości... Chłodzenie dmuchawą dawało ten luksus, że 30-to kilometrowy stromy podjazd na jedynce z dwoma osobami i bagażem nie robił na nim wrażenia... Dziś stoi biedak w garażu - ciągle nie mam dość czasu, żeby go nieco odnowić a jestem mu to winien za wierną służbę....

Potem były różne losu koleje, przyszły i takie czasy, że byłem prawie pewien iż z motocyklami dla mnie raczej koniec...I nie wiem skad sie to wzięło, ale ni stąd ni z owąd, jakoś to się szybko działo, i stałem się właścicielem Junaka a raczej zestawu do składania...
Tak wygladaliśmy w pierwszym sezonie naszej współpracy - po "pierwszym składaniu"- tak z jednej strony...

....a tak z drugiej ...
Lampa - połówka z oryginalnej, siłą rzeczy szybkościomierz osobno przy półce, błotniki pocięte na różne sposoby, któryś z poprzedników zadał sobie wiele trudu, żeby popsuć co się dało..

A tak mój Janek wyglądał w sezonie 1999. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa do następnego dojdzie znowu troche zmian...
A może nawet uda mi sie znaleźć porządną chromownię????
W każdym razie oryginalny nie pochlastany tylny błotnik już czeka na swoją kolej...
To już sezon 2000... Chromów jak nie było tak nie ma ale przynajmniej tylny błotnik i lampa już normalny.
A to w tle to chyba każdy sie domyśla... Tu mieszkamy obaj: Junak i ja...

A tak w innym ujęciu - wprost przed swoim mieszkaniem, po powrocie z Ogrodzieńca. No właśnie, jeszcze są migacze - w sezonie 2001 już ich nie będzie... nie dlatego, żebym był ich wrogiem ale przy oryginalnych prądach migacze nie na wiele się przydają...

Czerwiec 2001 - jako rzekłem, migaczy już nie ma:) To zdjęcie z najdłuższej traski jaką mój Junak zrobił do onego czasu w moich rękach: Zakopane - Lubawa - Zakopane, łącznie ok. 1300km. Byłem z tej trasy dumny o tyle, że stanowiła porządny sprawdzian tego, że osiągnąłem coś w rodzaju stabilnego porozumienia z Junakiem i całą jego specyfiką:)



Copyright © Jacot - junakriders.pl  Stats4U - Liczniki, statystyki na żywo i nie tylko!